Pierwszy sterowiec ?
W „Tygodniku Petersburskim”, nr 72 z 1852 roku, natrafiłem na przedruk artykułu Juliusza Cambona, zamieszczonego we francuskiej gazecie „La Presse”, w którym to znajduje się opis lotu nijakiego Antonia Moles, który jak wynika ze sprawozdania wynalazł sposób kierowania balonem.
Poniżej przytaczam ten artykuł w całości według tłumaczenia redakcji „Tygodnika Petersburskiego”.
Grzegorz Wojciechowski
Bagneres de Luchon, 10 Września 1852.
„ Podczas kiedy pisma publiczne napełnione są opisami daremnych usiłowań żeglowania po powietrzu, a pompatyczne ogłoszenia o coraz nowych doświadczeniach, kończą się na złudzeniu lub prostem oszukaństwie, na wodach Bagneres de Luchon świeżo byliśmy widziani nader godnego uwagi faktu, który dowodzi, że niepodobieństwo kierowania się w powietrzu nie jest bezwzględnem i ze geniusz i wytrwałość wynajdą na koniec sposób rozwiązujący stanowczo to wielkie zadanie.
Było to wczora, we Czwartek, 9 Września; Publiczność Luchon i liczni cudzoziemcy, którzy się tu jeszcze znajdują, byli zaproszeni na doświadczenia nowego systemu poruszania się w powietrzu, na Prado, nad brzegami Pique. Nieustraszony aeronauta, który z narażeniem życia puszczał się na tę próbę, jest człowiek 55 lat wieku, nazwiskiem Antonio Moles, mieszkaniec małego miasta Barbastro, w Aragonii, leżącego nieopodal od granicy. Jego żywe, gęstemi brwiami ocienione oczy, wyrażają rozum i moc ducha, a muskularna budowa pokazuje, że energiczna jego wola ma na swe posługi niepospolitą materyalną siłę.
Pośrodku błonia Prado wznosiło się podwyższenie około metra, na którem dawał się widzieć przyrząd polotu. Naprzód mały balon z kitajkowej ceraty, kształtu jajowatego, wydęty gazem wodorodnym, od pięciu metrów średnicy wysokości, a siedmiu długości. Objętość jego tak wyrachowana, że siła podnosząca, jest prawie w równowadze z ciężarem przyrządu i samego żeglarza. Ten balon, mający położenie poziome, pokryty był siecią ze sznurów jedwabnych, zakończoną u dołu rzemieniami w kształcie pasów. Antonio Moles, ubrany prawie jak Herkulesy i Skoczki zwyczajnej Hecy, umieścił pod balonem stół i położywszy się nań brzuchem, obwiązał się i opiął pasami tak, iż pozostał zawieszonym poziomo i równolegle do balonu.
Następnie uwiązał sobie do części zewnętrznej obu nóg, między kolanem i kostką, przedłużone końce dwóch wielkich parasolów, posuwających się wolnie po dwóch prętach i otwierających się na zewnątrz. W ręku miał dwa szerokie ekrany czyli wachlarze z ceraty, napiętej na ramce, kształtu podłużnego, składające się pośrodku, jak xiązka, na zawiasie, urządzonej w pręcie środkowym. Cały ten przyrząd, chociaż bardzo obszerny, był nadzwyczaj lekki.
Sznur idący od klapy balonu, miał przywiązany do szyi, a u pasa worek z balastem, składający się ze śrutu strzeleckiego wagi 6 do 8 funtów.
Kiedy balon został należycie napełniony i puszczony, wyniosł się z wolna do wysokości około 200 metrów. W tenczas dopiero aeronauta zaczął używać swoich środków posuwania się w powietrzu. Skurczał on nogi pod siebie, a potem je nagle wyprężył; w pierwszym razie parasole zamykały się, a w drugim nagle otwierały, tym sposobem obejmowane i parte parasolami na znacznej powierzchni powietrze stanowiło punkt oporu, z którego aeronauta prądał się szybko naprzód, a za sobą pociągał i balon, ścisłe do niego przymocowany; jednoczasowie działały ręce za pomocą wioseł.
Gdy w atmosferze panowała zupełna cisza, żeglarz nie miał żadnej trudności lecieć wprost, w kierunku długości dolny, ku północy, a szybkość zdawała się powiększać stopniami, w miarę jak się wdrażał w swych ruchach. Widzieliśmy jak się chwile zatrzymał na zawrocie Cier de Luchon, poczem z równą szybkością jak wracać ku nim. W półgodziny czas przeleciał tam i na powrót 18 kilometrów.
Następnie, znalazłszy się ponad naszemi głowami, dokonał w naszych oczach ruch kołowym na jednem miejscu, nieco powolnie, gdyż chciał się zawrócić zbyt kręto; ale z wielką łatwością przychodziło mu opisywać w powietrzu obszerniejsze kręgi, używając nóg w taki sposób, jak pływacz, kiedy chce na prawo lub na lewo w wodzie się skierować. Tak to okrążył on dolinę Luchon w ośmnaście minut, przelatując ponad wsiami Saint Mamet, Montaubano, Izzet, Antignac, i Moustajou, i na koniec, wrociwszy na punkt wyjścia, spuścił się powolnie na to samo Prado, z którego był się wyniósł.
Uniesienie i podziw tłumnie zebranego na to widowisko zgromadzenia, łatwiej da się pojąć niż opisać. Odprowadzano go w tryumfie do mieszkania: na przyszłą Niedzielę zapowiedział nowy polot. Jest do życzenia, izby było nieco wiatru, żeby widzieć czy powiew jego nie będzie nieprzełamną zawadą. W każdym razie i to jest już niezmiernem odkryciem, że się może kierować podczas ciszy Zkądinąd Antonio Moles zapewnia, że może kierować się pomimo wiatru, lawirując z niemniejszą łatwością, jak najlepsza goeletta na falach Oceanu.
Juliusz Cambon, d. m. P.